Hiszpania – Andaluzja 2022
No to lecimy! Rok 2022 zdecydowanie jest dla nas życzliwy, więc korzystamy znów z przerwy Halloweenowej i bierzemy dzieciaki na wakacje. Tym razem, po wojażach z rodzinką na Słowacji, wybór pada na Hiszpanie, a dokładniej region Andaluzji. Skok z Krakowa do Malagi odbywa się bezproblemowo i już po chwili odbieramy autko. Corsa, podobnie jak w Londynie, dalej sprawia dobre wrażenie i przyjemnie się nią jedzie.
Tym razem, po wielu latach znajomości, pierwszy raz wakacje spędzamy z WiOlkami. Lądują przed nami i jako pierwsi docierają na kwaterę. Sympatyczny domek z basenem który jeszcze tego wieczoru testujemy. Woda zimna. Jeszcze kolacja w pobliskiej knajpce gdzie serwują dania z grilla.
2022-11-01 – Gibraltar
Pierwszy dzień zaczynamy w miarę wcześnie, bo ruszamy na Gibraltar. Daleko nie jest, więc jeszcze przed południem parkujemy po stronie hiszpańskiej. Widok ciekawy dojeżdżając, bo z praktycznie płaskiego pejzażu nagle wynurza się wielka skała. Piechotą ruszamy na stronę brytyjską. Przejście przez pas startowy wstrzymane bo właśnie startuje samolot. Ciekawy widok i Młody ogólnie zachwycony tym ułożeniem lotniska.
Drepczemy przez miasteczko, ale w sumie nic takiego na dole nie podziwiamy. Docieramy do kolejki linowej i tu niestety swoją godzinę musimy odczekać. Sam wjazd to niecałe 6min. Oglądamy panoramę z tej wielkiej skały i start samolotu, który z tej perspektywy wydaje się zabawkowy. Ruszamy szlakiem parku narodowego i zwiedzamy po kolei jaskinię (ładnie, ale tyłka nie urywa), most wiszący (super miejsce na fajne zdjęcia) i docieramy do małp. Te ostatnie to spotkać można na całej trasie, ale w tym jednym punkcie można je spotkać całą chmarą. Jedna nawet łapie Lilę za włosy.
Dobrze, że ogólnie trasa prowadzi w dół bo wchodzenie, w ten jednak ciepły dzień, to nic do pozazdroszczenia. W miasteczku zjadamy kebaba, robimy zakupy napojowo / wolno-cłowe i już w aucie. Po drodze zahaczamy jeszcze o plażę by zanurzyć się na chwilę. Zimna woda bardzo, więc wielkiego pływania nie ma. Do domu wracamy na wieczór i kolacje zjadamy lokalnie w naszym Alhaurin el Grande w knajpce Casa Paco.
2022-11-02 – Setenil, Ronda
W środę celujemy w kolejną wycieczkę, tym razem z WiOlkami. Pierwszy punkt to Setenil – jedno z ‘białych’ miasteczek, wyróżniające się domami budowanymi pod skałą. Wjeżdżamy do miasteczka i od razu rzuca się w oczy inny układ – oczywiście na szczycie jest kościół/zamek, ale całe miasteczko jest bardziej tak jakby położone w dolinie, niż na zboczu góry. Dzięki temu właśnie mają dostęp do nawisów skalnych. Przyjemniej dla oka i aparatu. Chodzimy niespiesznie, zjadamy jakieś lokalne słodycze.
Następny punkt to Ronda. Tu chyba nie trzeba nic reklamować. Większe miasto, ale atrakcje są naprawdę na wysokim poziomie. Zwiedzamy zaczynając od spaceru nad urwiskiem. Przemieszczamy się na arenę walk byków – fajnie, że wszystko nadal używane więc w bardzo dobrym stanie, ale też można wszędzie praktycznie wejść. Błądzimy sobie uliczkami, ale że pora lunchowa, udajemy się na tapas do El Lechuguita. Wyboru dokonuje się zaznaczając ilość porcji przy wybranym elemencie menu. Krzyżyków stawiamy dużo i z przyjemnością pałaszujemy je jeden po drugim gdy trafiają na stół. Do tego bezalkoholowe i od razu człowiekowi lepiej.
Dalej ruszamy by przejść przez oba mosty nad kanionem. Super widoki. Tu rozstajemy się z WiOlkami, a sami jeszcze błądzimy pięknymi uliczkami i ścieżką na punkt widokowy na El Tajo. Kończymy kawką i lodami.
Do domu zajeżdżamy na wieczór, a na kolacje grill w naszym ogródku.
2022-11-03 – Aqualand Torremolinos
Dzień na luzie. Zabieram dzieciaki do jedynego jeszcze otwartego parku wodnego w tym sezonie – Aqualand Torremolinos. Jest to dosłownie ostatni dzień otwarcia, więc tłumów nie ma. Raczej można by powiedzieć, że nie ma prawie nikogo, co akurat dla nas jest na plus. Wiadomo, że woda nie jest super ciepła, ale pozostajemy w ciągłym ruchu pokonując tysiące stopni by co chwilę zjechać w dół.
Sam aquapark daje radę. Parę fajnych zjeżdżalni, może nie najnowsze, ale krzywdy sobie nie da zrobić. Maks zjeżdża na wszystkim, Lil jedynie odpuszcza najbardziej stromą zjeżdżalnię. I tak spędzamy ponad 4 godziny.
Zmęczeni i głodni wracamy na kwaterę, gdzie powtarzamy grilla.
2022-11-04 – Iznájar
Dziś znowu zwiedzanie, ale najpierw śniadanie. Udajemy się do naszego miasteczka, gdzie już sporo knajpek otwartych i wybieramy tę z najważniejszym elementem – z churros! Do tego kanapki, kawa, itp. i mogłoby wydawać się, że możemy ruszać w drogę, gdyby nie tradycyjny element już prawie każdych naszych wakacji – mandat za parkowanie. Na szczęście ogarniam, że wystarczy zrobić opóźnioną opłatę €4 w parkomacie (zamiast €80 kary ogólnej) i już. Niby jeszcze zanieść papierki na policje, ale to sobie zostawiam na później.
Na mapie, bardzo ładne miasteczko znajdujące się nad sporym zalewem wokoło. Dojeżdżamy i zauważamy, że zbiornik dość pusty, ale miasteczko nadal daje radę. Wjeżdżamy wąskimi, naprawdę, uliczkami. Dobrze, że mamy Corsę a WiOlki Fiata 500 bo byłoby ciężko.
I znów piękne uliczki. Place z niebieskimi donicami i pięknymi widokami. Na szczycie resztki zamku. Turystów zero, nie licząc nas. Tak to się przyjemnie zwiedza.
Wyjeżdżamy za miasteczko by zjechać jeszcze nad brzeg zbiornika. Woda jest tak nisko, że nawet pomosty leżą na brzegu. Autem wjeżdża się daleko w głąb a nawigacja zmienia się by pokazać, że podróżujemy już amfibią.
Droga powrotna w kierunku Malagi bo mamy wybraną już restaurację – Venta El Túnel. Bardzo przyjemny dojazd i z zewnątrz wydaje się być małą knajpką, wewnątrz zaś widać, że pomieści chyba z 200 osób. Zjadamy całkiem smacznie, ciesząc się przyjemną pogodą.
Na wieczór jeszcze spacer do miasta, kasztany, niektórzy znów w basenie pływają, ale wkrótce pora spać.
2022-11-05 – Nerja, Malaga
Kierunek wschód. Ale znów najpierw śniadanko z churros – te zawsze na plusie.
Do Nerjy dojeżdżamy już południowo. Pierwszy punkt to plażowanie. Słońce grzeje soczyście i fajnie można jeszcze wygrzać kości gdy tymczasem w Irlandii plucha i zawierucha. Kąpiel w morzu zaliczona – najważniejsze, że są prysznice na plaży.
Po miasteczku chodzi się przyjemnie, ale główny nasz cel to jedzenie. Trafiamy na Bar El Pulguilla – klimat trochę stołówkowy, ale znów jedzenie daje radę bo wybór mniej więcej jak tapas tylko trochę większe porcje. Próbujemy nowych potraw i wszystkie zjadamy ze smakiem. No może oprócz ich małż – conchas finas.
Jako, że godzina jeszcze w miarę młoda, nie wracamy prosto do domu tylko decydujemy się na spacer po Maladze. Nie planowaliśmy jej jakoś bardziej zwiedzać, bo po Włoszech mamy taki uraz do dużych miast. Mimo to, chodząc sobie po ulicach, odczuwamy klimat miasta i oglądamy z zewnątrz co ciekawsze zabytki. A że kawkę trzeba wypić, wybieramy miejsce z lokalną odmianą churros – tejeringos.
Na wieczór, by nie siedzieć w domu, idziemy na miasto. Lądujemy w Cafe Lemour gdzie spijamy trunki łącznie z czymś błękitnym co ma posmak płynu do naczyń. Wokół wesołe, rozśpiewane towarzystwo.
2022-11-06 – Mijas, Marbella
Śniadanie dziś przeniesione do Mijas. Troszkę na swoje czekamy, ale otrzymujemy tłumaczenie, że to z powodu braku talerzy. Nie nam oceniać.
Mijas znane jest ze swoich osiołków i faktycznie, tych nie brakuje. Jednak poza tym jest to kolejne bardzo ładnie utrzymane ‘białe’ miasteczko. Dużo bardziej turystyczne, a turyści dowożeni są tu masowo autokarami – zakładamy, że to z Malagi i okolic. Sporo ładnych fotek zrobionych i w dalszą drogę.
Ponownie dziś czas na plażowanie. Grzejemy tyłki a pod koniec dołączają WiOlki. Z nimi też ruszamy na obiad do knajpki typu fogo de brazil.
Tu znów się rozstajemy, a my ruszamy jeszcze do Marbelli. Kolejne duże miasto, ale jest już wieczór więc w miarę spokojnie. I tak naszym głównym celem jest aleja z rzeźbami Dali’ego. Żegna nas piękny zachód słońca.