Portugalia 2023
2023-02-11 Cork – Dublin – Porto – Coimbra
Tak wychodzi, że niemal co do dnia po roku czasu znowu zmierzamy do Portugali. Różne cele sprawdziliśmy, ale i czasowo i finansowo jakoś nie ma sobie równych jeśli patrząc z Irlandii. Nam to gra.
Połączenie lotnicze najbardziej nam pasujące to Dublin-Porto więc już o 8smej rano jesteśmy w trasie by zahaczyć jeszcze o Ikee, zjeść lunch i na spokojnie odprawić się. Lot totalnie bez emocji i nawet luźno w samolocie.
W porto lądujemy przed 18tą. Odbiór auta – miał być mały suv, jest vm golf 8ka. Też daje radę pojemnościowo choć silnik słabiutki. Zostaje nam jeszcze niedługi skok do Coimbry.
Na miejscu fuksem udaje nam się znaleźć miejsce parkingowe zaraz pod hotelem. Tym razem tylko jeden nocleg i pada na ‘box hotel’ – malutkie pokoiki z łazienką bez okien. Dzieciaki zafascynowane. Zostawiamy bambetle i idziemy na miasto się przejść, no a głównie coś zjeść. Niby weekend i wydaje się, że wszystko powinno być otwarte, jednak jakoś tak słabo. Ostatecznie trafiamy do Temudus II – zdecydowanie nie pierwszy wybór, ale mimo wszystko daje radę. Dobre frytasy, rybka, trochę gorsza fasola po brazylijsku i jakaś kurczakowa niby-kiełbasa.
2023-02-12 Coimbra – Elvas
Noc, jak już w końcu udało zagonić się do snu młodych, mija spokojnie. Rano nie zwlekamy tylko od razu check-out i dopiero ze spakowany samochodem idziemy na podbój Coimbry. Ale ale, najpierw śniadanko. Siadamy zaraz niedaleko w pierwszej knajpce i już po chwili zajadamy się pysznymi świeżymi bułkami, super kawką i deserkiem. Na to w Portugalii nie można narzekać. Dalej kroki prowadzą nas uliczkami do ładniejszych kościołów i dalej do ‘wioski’ akademickiej na szczycie wzgórza. Zdecydowanie króluje tu nad całym miastem, ale studentów jakoś nie widać. W sumie weekend i ranek więc może nie ma się co dziwić. Sama wioska robi wrażenie – olbrzymie budynki, place między nimi. Trochę duży misz-masz architektoniczny i dużo prac naprawczo-odnawiannych.
Idziemy dalej i schodzimy do ogrodu botanicznego. I ten robi naprawdę duże wrażenie. Już na wejściu wydaje się jakby temperatura podskoczyła o dwa stopnie. Super zagospodarowane przestrzenie, piękne rośliny i już kwitnące magnolie. Dzieciaki wspinają się na wielkie drzewo, a my kierujemy kroki do lasu bambusowego. Młodzi zaczynają okładać się bambusowymi tyczkami, więc trafiamy pod ścisłą obserwację lokalnego strażnika. Będzie już nas tak pilnował do samego wyjścia. Nie powstrzymuje to rodziny przed przypodobaniem sobie paru roślin i cytryn.
Dalej miastem idziemy jeszcze na drugą stronę rzeki zahaczając o wielkiego misia przy placu zabaw. Jeszcze tylko stary klasztor który powoli zostaje wydobyty z wody i już jesteśmy w aucie i ruszamy na południe.
Cel dziś to Elvas i większa część drogi mija autostradami. Postój dopiero w Portalegre na zakupy. Wiemy, że następne śniadania robimy sobie sami, więc nabywamy potrzebnych składników. Chwilę wcześniej minęliśmy churrasquerie która o dziwo była otwarta, a że godzina nietypowa a głód już jest, postanawiamy się tam najeść. Może wybór i dość ograniczony, ale wszystko proste i smaczne.
Godzinę później jesteśmy już w Elvas. Przejeżdżamy pod ogromnym akweduktem, potem przez mury obronne i wąskimi uliczkami podjeżdżamy w okolicę naszego noclegu. Casa do Povo to super apartament, pięknie wykończony, tylko, że zimny. Klimatyzację zostawiamy włączoną na grzanie na całą noc.
Spacer wieczorny by zapoznać się z okolicą i pooglądać to warowne miasto z jego murami i umocnieniami. Bardzo dużo zamkniętych lokali więc niedzielę kończymy z trunkami zakupionymi wcześniej.
2023-02-13 Elvas – Marvao
Zakupy na śniadanie zrobione, tylko pieczywo chcieliśmy świeże. Myśleliśmy, że szybki skok na miasto pozwoli nam kupić chleb, ale trochę zawodzimy się – dużo pastelarii ze słodkimi ciastami, ale prawie żadnej padarii z pieczywem. Ostatecznie bierzemy auto i zjeżdżamy poza stare miasto do supermarketu.
Zajęcia trochę w podgrupach dziś. Po śniadaniu biorę dzieciaki i jedziemy z powrotem częścią drogi pokonanej wczoraj. Odbijamy jednak bardziej na północ, do Marvao. Docieramy po godzinie z hakiem i już po chwili człapiemy przez mury obronne by zwiedzić to miasteczko na wzgórzu. I naprawdę warto. Większość okrążenia pokonujemy murami by dotrzeć w końcu do zamku. Tam dzieciaki wchodzą gdzie się da i ogólnie podziwiamy widoki z tego dość wysokiego (900m) w okolicy pagórka. Do tego schodzimy jeszcze do ‘cysterny’, która przechowywała wodę dla miasteczka i próbujemy swoich talentów wokalnych.
Z powrotem w Elvas, ze Śliczną idziemy sobie zwiedzać miasto. Zamek zamknięty, ale okolica ładna. Ponowny widok na akwedukt i zawijamy na chwilę do domu. Robi się ciemno, więc można ruszać na kolację. Justyna obczaiła knajpkę El Cristo i jakieś 25min spacerku później (plus zakupy) jesteśmy na miejscu. A miejsce to wygląda stołówkowo, ale słynie ze świetnych owoców morza. Bierzemy trochę Bacalhau (dorsza) i Sapateira no Casco (kraba) i czekamy. Żarcie wjeżdża i mamy zabawę z młotkami. Poza nami w knajpie gdzie fruwają szczątki zwierząt morskich pojawiają się inni goście i musimy stwierdzić, że jest to ‘wyższa’ klasa. Najwyraźniej w to im graj.
Noc się zbliża, więc na mieszkanku zajęcia w podgrupach i sen.
2023-02-14 Elvas – Monsaraz – Beja – Albufeira
Dzisiaj dzień podróży. Mamy spory odcinek do pokonania i by nie było nudy, planujemy parę przystanków.
Najpierw, forteca, jedna z dwóch w Elvas – Forta da Graça. Na pewno świetnie wygląda z perspektywy ptaka, ale sama w sobie też jest niesamowita. Pod kolejnymi umocnieniami kryją się kilometry tuneli z różnymi pomieszczeniami, które niby podobne, jednak różnią się. Można nieźle pobłądzić. Docierając do wewnętrznego kręgu, powoli wspinamy się na szczyt umocnień by dojść aż do części ‘biurowych’ z pięknym widokiem na okolicę. Fajnie przeżycie i na pewno świetnie można by to zagospodarować pod ‘escape the room’ czy inne korporacyjne eventy.
Oddalamy się od Elvas i po godzinie docieramy do Monsaraz. Na podstawie przeczytanych informacji liczyłem na coś zbliżonego do Marvao, ale z tym nie może się równać. Dużo mniejsze i mające mniej do zaoferowania, obchodzimy w niecałą godzinę i jesteśmy gotowi do dalsze drogi. Decyzja jednak pada, że trzeba się najeść, a że praca też wymaga niektórych obecności, robimy postój w niedalekim Regunegos de Monsaraz na posiłku z hamburgerów. Na pewno brzuchy pełne, więc dalej w drogę.
Po kolejnej godzinie jesteśmy w Beja. Inny zamek, bardziej nowoczesny. Wdrapujemy się na górę, ale widoki nie powalają. Zbieramy graty i robimy dodatkowy postój na zakupach w Continente.
No dobra, ostatni skok już na wybrzeże. Po ciemku docieramy do Albufeiry i szukamy naszego apartamentu zaraz w centrum. Faktycznie, mieszkanko z Holiday Homes 4 You w ciasnej, lokalnej uliczce, więc tylko wypakowujemy bambetle i trzeba szukać postoju. Odnajduje takowy całkiem niedaleko. Żeby nie zastygnąć idziemy jeszcze w miasto i wyobrażamy sobie jak wygląda w szczycie sezonu. Teraz lekko senne z niewielką ilością lokali otwartych, w lipcu czy sierpniu pewno oblegane, zarzygane, głośne itp.
W naszym apartamencie w sumie 5 pięter – w ‘piwnicy’ dzieciaki mają pokój rozrywkowy, na parterze kuchnia i ‘salon’, na pierwszym sypialnie i łazienka dzieci, na drugim nasza sypialnie, a powyżej balkon/taras z widokiem na plaże i okolicę. Ten ostatni mamy nadzieję wykorzystać choć na jedno śniadanie. Teraz pora spać.
2023-02-15 Albufeira – Loulé
Śniadanie na mieszkaniu, ale kawy brak. Zakładamy, że wypijemy później, bo cel wydawałoby się znakomity – targ w Quarteira. Tylko raz w tygodniu, opisany jako najlepszy w okolicy. Dojeżdżamy na miejsce po jakichś 30 minutach i bezpiecznie parkujemy w odpowiedniej odległości. Co za zawód, gdy na targu rozłożonych jest może 10 straganów! Mimo wszystko mają swój klimat z nawoływaniem ‘2 euro’ itp., i z możliwością negocjacji poniżej 50% oryginalnej ceny. Nie spędzamy tu jednak więcej niż 30minut.
Nic to, niedaleko dalej w Loulé też jest targ. Budynek dużo bardziej nowoczesny i nie za dużo straganów, ale kawa jest, więc humor od razu lepszy. Idziemy jeszcze do muzeum archeologicznego dotyczącego łaźni. Fajnie odrestaurowane z multimedialnymi prezentacjami. Błąkamy się jeszcze chwilę po mieście by zostać zatrzymanym przez wyścig kolarski przebiegający przez miasto. Kolarzy wydaje się mniej niż obsługi jadącej z nimi. Nic tu po nas, więc wracamy na wybrzeże.
Plaża Praia da Falésia wyróżnia się rudymi barwami. Pogoda może nie zachwyca, ale spaceru warta. Jest tu naprawdę fajnie i w ciepłe dni na pewno można tu spędzić miło czas. Nas bawi robienie zdjęć z rudym i ogólny klimat.
Pochodzeni wracamy na apartament by chwilę odsapnąć. Gry, zabawy, by w końcu ruszyć na kolację. Nie udaje się może ona najlepiej w lokalnej restauracji, jednak wszyscy najedzenie odpływają w objęcia morfeusza.