Albania 2020

1 234 ... 7»

2020-08-15

1:30, budzik wyrywa nas z krótkiego snu. Za nami już parę lat wprawy no i dzieciaki też samoobsługowe, więc w mniej niż 15min jesteśmy zebrani i odjeżdżamy spod domu.

Droga do Dublina bez problemowa, a lotnisko puste. Nigdy jeszcze tak krótkich kolejek do kontroli nie widziałem. Wsiadamy do samolotu, w którym może zajętych miejsc jest 40ści. Przesypiamy większość lotu..

We Frankfurcie przedostajemy się z terminala B do Z co wiąże się z ponowną kontrolą. Okazuje się, że jesteśmy terrorystami przewożącymi ładunki wybuchowe więc ciekawie mijają nam kolejne minuty.

Kolejny lot, tym razem pełny, ale miejsca mamy wygodne. Lądujemy w Tiranie gdzie bez problemowo przechodzimy kontrolę graniczną. Dziewczyny zostają by odebrać bagaż, a ja z Maksem idziemy odebrać samochód. Miało być Sandero, jest Clio. Co za różnica.

Pamiętając, że ruch tu prawostronny, ruszamy do centrum. O zachowaniach kierowców napiszę więcej jak już nabiorę doświadczenia. Jest ciekawie.

Nocleg mamy praktycznie w samym centrum. Odnajdujemy panią która prowadzi nas na parking i chwilę później jesteśmy w naszym ‘roof top apartment’. Dostajemy upgrade i naprawdę nie mamy na co narzekać. Jest super.

Zrzucamy bagaże i na miasto coś zjeść. Wymiana waluty i po chwili szukania lądujemy w polecanej Oda. Jest wcześnie więc jesteśmy jedyni. Z właścicielką dogadujemy się przez jej córkę i bierzemy co nam poleci. Kończy się to zupką dla młodych, a dla nas bakłażan z warzywami, baranina, kulki ryżowe. Smaki inne ale nadal nam pasuje. Zjadamy, ale nie do końca co daje nam sygnał by zawsze zamawiać mniej.

Kręcimy się po okolicy i natrafiamy na Bunk’Art2. Wchodzimy i błądzimy po tunelach nadrabiając historię tego kraju i próbując przekazać ją najmłodszym. Jest ciekawie.

Wychodzimy na jeszcze gorące centrum miasta i błądzimy dalej. Dzieciaki bawią się w fontannach na głównym placu. Trafiamy do małego marketu gdzie kupujemy przekąski i wieczorne trunki (pssst, aaah!).

Powoli rodzina odpływa w objęcia Morfeusza.

2020-08-16

Protestuje na wczesne wstawanie co oznacza opuszczenie apartamentu o 9:30. Ruszamy na śniadanko do Tony’ego gdzie każdy dostaje coś dobrego. Skoro poranek dobrze rozpoczęty ruszamy na zwiedzanie. Pierwszy cel, Dajti Ekspres i wjazd na pośredni szczyt góry w okolicy Tirany. Przejażdżka zajmuje dobre 10min, a widoki są przednie.

Na szczycie dużo chłodniej. Robimy pamiątkowe fotki, a Lil przejeżdża się na koniku. Po małej wojnie z drugim młodym, zbieramy się na dół. Nadal jednak to fajne doświadczenie.

Zaraz w pobliżu znajduje się Bunk’art. Wejście, obejście wydaje się totalnie zaniedbane, a z drugiej strony ma klimat takiego późnego PRLu. Podchodzimy kawałek drogą i rozpoczynamy zwiedzanie. Obiekt dużo większy i ma wiele poziomów. Robi wrażenie! Parę ciekawych pomieszczeń z interaktywnymi prezentacjami. Po ponad godzinie wychodzimy znów na popołudniowy już upał. Wszyscy jesteśmy zadowoleni. I w sumie właśnie warto zobaczyć te bunkry w takiej kolejności – najpierw Bunk’Art2 a potem Bunk’art.

Dzieciakom tłumaczymy, że jest jeszcze dość wcześnie, więc jeśli w miarę się i obiad ogarniemy, to jest szansa na aqua park. To przekonuje. Trafiamy do restauracji Ejona gdzie bez większych wybrzydzań zjadamy smaczny posiłek. W tym Pita Kosovo.

Szybki powrót na lokal, przebranie się, ogarnięcie podstaw i już znów w drodze na aqua parku obok City Park – 25min poza miasto. Na parkingu pustki co dobrze wróży. Opłata dość wysoka, ale w środku tak mało ludzi, że na pewno warto. Na zjeżdżalnie wchodzimy z biegu, Lile puszczają na wszystko. Od 16 do prawie 19tej pływamy, skaczemy i smażymy się w słońcu. Tym razem aqua park okazuje się udany.

Po wyjściu wchodzimy jeszcze do supermarketu gdzie robimy zakupy i uczymy obsługę, że można płacić zbliżeniowo komórką :0) .

Powrót na chatę, szybki prysznic i znów na miasto by pooglądać wieczorne życie – zdecydowanie więcej osób na mieście. Błąkamy się, zjadamy po kawałku pizzy, oglądamy w ciemności sławną piramidę i po jakiejś godzinie z hakiem udajemy się na spoczynek.

2020-08-17

Dziś nasza pierwsza przeprowadzka. O 9tej jesteśmy już na mieście i szukamy miejsca na śniadanko. Kroki nasze zmierzają na targ New Bazaar. Niestety jeszcze dość pusty, ale z ciekawością oglądamy stosy oliwek i tytoniu sprzedawanych tu za grosze. W knajpce obok postój na kanapki i pyszną kawkę.

Nic to, bagaże zebrane, klucze zostawione więc wsiadamy i wydostajemy się z tej stolicy, która, nota bene, na stolicę w ogóle nie wygląda – jakaś taka mała.

Droga zajmuje 2 godzinki wpierw przez autostradę, później przez mniejsze drogi. Najfajniejszym momentem jest wyjazd ponad jedną z przełęczy i widok na Jezioro Ochrydzkie. Rozpościera się od lewa do prawa – takie wielkie. Zjeżdżamy w dół i jadąc wzdłuż brzegu po 20min jesteśmy na miejscu. W malutkiej wiosce Tushemisht. Kręcimy się małymi dróżkami by odnaleźć nocleg. Niepewni, zostawiamy samochód i na piechotę dalej szukamy. Nie tak daleko dalej odnajdujemy nasz fantastyczny nocleg w Nuci’s Apartment. Pod łóżkiem płynie nam strumyk..

Najpierw idziemy obadać sytuację. Siadamy w jednej z knajpek tuż nad wodą. Zjadamy sałatkę, frytki i zapijamy piwkiem. Jest miodnie. Temperatura tu dużo niższa, bo tylko 27° w porównaniu z 34° w Tiranie.

Pora zanurzyć się w jeziorze. Szybkie tam i z powrotem na chatę by przebrać się i już po chwili pierwsze zanurzenie. Woda całkiem przyjemna i niesamowicie przejrzysta. Wokół pływają małe rybki, więc dzieci w maskach obserwują życie podwodne, a że jest dość płytko i dno powoli opada, dają nam i my im spokój.

Tak mijają kolejne 3 godziny. Piwo się kończy i powoli głód wraca więc zbiórka i na kolację. Lądujemy w Koço. Dziś lokalna rybka, zapiekany ser, sałatka i litr winka. A co! Justynę denerwuje kelner, ale poza tym wszyscy wychodzimy najedzeni i zadowoleni. Szybkie zakupki w lokalnych sklepikach i pora wracać na nocleg..

1 234 ... 7»
1 234 ... 7»