Barcelona 2010

barcelona

 

Odkąd w naszym świecie zawitał Maksymilian wiedzieliśmy, ze nasze podróże będą nieco limitowane i ograniczone pod pewnymi względami. Dlatego pierwszymi wakacjami z Maksem był wyjazd do Barcelony.

 

W związku z cala sytuacja wynajęliśmy apartament w centrum Barcelony – bardzo przytulnie.(Polecamy stonkę http://www.oh-barcelona.com/)  Kuchnia, salon, pokój, łazienka i balkon, a przede wszystkim widok na wzgórze Tibidabo J Z lotniska podroż troszkę trwała, ale w miarę szybko dostaliśmy sie na miejsce. Nasz apartament był na najwyższym piętrze wiec wjeżdżało sie na niego winda, ale nie z tego wieku. Każda nasza podróż na gore i na dół odbywała sie na dwie raty i rozmontowaniem wózka na części.

Pomimo października napawaliśmy sie cudownie ciepłym jesiennym słońcem przechadzając sie z Maksem po La Rambli gdzie turyści kursowali po deptaku dzień i noc. Kilka razy weszliśmy na Targ Boquiera ażeby skosztować miejscowych specjałów.

 

Udało nam sie również wybrać starym tramwajem na wzgórze Tibidabo, gdzie roztaczał sie wspaniały widok na Barcelonę.

Nie obyło sie bez wycieczki do Camp Nou, gdzie tarabaniliśmy sie z wózkiem i Maksem po stadionie.

Niestety nie udało nam sie zajrzeć do Sagrady de Familla, gdyż za pierwszym razem Papież Benedykt pokrzyżował nam plany a za drugim razem kolejka była tak niemiłosiernie długa ze odpuściliśmy. I nawet pomimo sprzeczek z kasjerkami i ochrona nie zostaliśmy wpuszczeni.

Byliśmy również w parku Guella i Muzeum Gaudiego, który okazało sie być nieco męczące ze względu na mnogość turystów. Starówkę przedreptaliśmy wzdłuż i wszerz, piechotą, liniami metra i autobusami.  Także po czterech dniach błądzenia tymi samymi ulicami wyjechaliśmy za miasto.

Pierwszego dnia pojechaliśmy do Montserrat, malowniczą i piekielnie drogą autostradą. Sam podjazd na wzgórze wydawał się niemożliwy, dla co rusz mijających nas autokarów. Oczywiście zaraz po wyjściu z samochodu Maksa cudowny wóz złapał gumę. Po wjeździe kolejką do klasztoru spędziliśmy kilka dobrych godzin na zwiedzaniu obiektu. Zdecydowanie warto!

Drugiego dnia wybraliśmy się za namową naszych przyjaciół do skalnego miasta, a raczej miasta na półce skalnej – Castellfollit de la Roca. Cudownie miejsce, w którym można zatracić poczucie czasu. Senne uliczki, brak turystów, słońce i cudowne jedzenie gotowane na zamowienia. Spędziliśmy magiczny czas w tym ukrytym i niedostępnym miejscu.
Chcieliśmy zobaczyć coś jeszcze i niespodziewanie wylądowaliśmy w Figueres, rodzinnym mieście Salvadora Dali i jego muzeum.  Muszę przyznać, że jest to naprawdę surrealistyczne miejsce samo w sobie. Każde pomieszczenie wzbudza emocje, a ogrom obrazów i eksponatów przekracza najśmielsze oczekiwania. Te doświadczenie naprawdę zostało na długo zapamiętane. Wszystkim miłośnikom sztuki, nawet tym małym polecamy ten tak bardzo dziwny budynek.

 

Wyprawa do Barcelony była wspaniała i tutaj po raz pierwszy przekonaliśmy się, że z dzieckiem można wszędzie tylko trzeba chcieć i mieć trochę samozaparcia.

Z całą pewnością odwiedzimy Barcelonę raz jeszcze, bo jest to zdecydowanie miejsce magiczne

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *