Praga 2006

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Wycieczka do Pragi była dosyć niespodziewana. Wyjechaliśmy w piątek z całą masą nauczycieli, różnego gatunku. Nasz podróż autokarem odbywała się przez Niemodlin, Kłodzko, Kudowę Zdrój, gdzie przekroczyliśmy granicę i już po dwóch godzinach byliśmy w Pradze. Nasz Hotel Dum, był budynkiem z czasów socrealizmu, który wywyższał się pośród całego blokowiska. Jednakże wnętrze hotelu miało postać późnego komunizmu, z akcentami ponowoczesności. Dostaliśmy nasze studio – dwupokojowy apartament, ze wspólną łazienką i toaletą. Zaraz po szybkim rozpakowaniu zdecydowaliśmy się wyjść na chwilkę po jakieś alkohole. Niestety o tej godzinie wszystko było zamknięte i musieliśmy się zadowolić zakupami na stacji benzynowej. Jeszcze chwilę w hotelu, przez okno podziwialiśmy panoramę Pragi, by po długim dniu przyłożyć głowę do poduszki.

Dnia następnego wycieczka miała zebrać się o 9, przed hotelem. Pobudka miała miejsce nieco wcześniej ze względu na śniadanie. Trzeba powiedzieć, że szwedzki stół oferował dużo ale też nie wszystko było godne uwagi a zwłaszcza zjedzenia. Oczywiście jak to zwykle bywa na wycieczkach kilka osób musiało się spóźnić, nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy odmaluj Strany , gdzie zobaczyliśmy Klasztor Strahovski, siedzibę norbertanów. Przed klasztorem był taras widokowy, z którego oglądaliśmy panoramę Pragi. Następnie zeszliśmy zobaczyć Loreto – miejsce pielgrzymek. Kolejnym etapem było zejście na Hradčany. Razem z cała wycieczką przeszliśmy Zamek Praski, gdzie nasz pan przewodnik nazwany przez nas jako Zaczes, ze względu na nietypową fryzurę jako sobie każdego poranka serwował snuł swe „ciekawe” opowieści. Tam też mieliśmy obejrzeć zmianę warty. Oczywiście pan przewodnik zapomniał nam powiedzieć, ze żeby cokolwiek zobaczyć trzeba się w miarę wcześnie ustawić. Przybyliśmy trochę za późno i tym sposobem było mi dane obejrzeć, niewielkie urywki całej uroczystości. Jednak po chwili można było zauważyć, że cały teatrzyk który rozgrywał się na naszych oczach wcale nie był taki pasjonujący. Panowie byli niechlujnie ubrani i to rzucało się bardzo w oczy, można było odczuć niejako zniesmaczenie całym spektaklem.

Po całej ceremonii, przeszliśmy na dziedziniec, gdzie przez kolejne 30 minut przewodnik snuł opowieści mniej lub bardziej związane z zamkiem. Następna w kolejności była katedra Wita, św. Wacława i św. Adalberta (św. Wojciecha), przed którą był kolejny postój i znowu opowieść, która mogłaby uśpić największego pasjonata historii i sztuki. My zdecydowaliśmy się wejść do środka, gdyż nie wiedzieliśmy czy będzie jeszcze taka okazja. Zaraz zorientowaliśmy się, że wycieczka mogła nam uciec więc wyszliśmy na zewnątrz, gdzie przewodnik zdecydował się, że da nam czas wolny i w ramach tego możemy zwiedzać we własnym zakresie. Zdecydowaliśmy się na Złotą Uliczkę, przed którą niesamowity tłum czekał na wejście i oglądanie polegało na przemieszczaniu się z tłumem. Później udaliśmy się do katedry, zwiedzić wszystko gdyż mieliśmy sporo czasu. W ramach tego wchodziliśmy na wieżę południową, z której roztaczała się niesamowita panorama Pragi. To co nas przeraziło był Most Karola, którym prezentował się z daleka jako różnobarwna mozaika ludzi. Po zejściu z wieży weszliśmy do podziemi, i tak zakończyliśmy zwiedzanie Katedry. Po tym jak nasz kochany przewodnik opowiadał i snuł kolejne anegdoty, niektóre powtarzając po kilka razy, podjęliśmy decyzję odłączenia się od całej grupy i zwiedzanie Pragi na własną rękę.

Wcześniej kupiliśmy mapę Pragi więc byliśmy niezależni, wiedzieliśmy natomiast, że o 18 mamy stawić się w restauracji Eiro na obiadokolację. Sami przeszliśmy koło ambasady zobaczyliśmy kościół św. Mikołaja, następnie kościół p.w. Dzieciątka Jezus, gdzie podziwialiśmy wystawę związaną z cudowną figurki Dzieciątka Jezus i jego wdzianek z różnych zakątków świata. Następnym punktem był Most Karola, na którym ciężko było się przecisnąć pomiędzy poszczególnymi kramikami i ludźmi. Niesamowite wrażenie zrobiły poszczególne rzeźby, które oddawały w rzeczywisty sposób upływający czas. Następnie przeszliśmy na Stare Miasto, tam pokrótce a raczej w locie zobaczyliśmy charakter miasta i udaliśmy się na kolację. Zobaczyliśmy stary rynek ze sławnym Praskim Zegarem Astronomicznym. Przerażająca w tym całym środowisku była jedna scena. Kiedy wszyscy czekali w kolejce żeby zrobić sobie zdjęcie pod zegarem, bądź podziwiali rynek tuz koło ich stóp na wpół martwy gołąb, trzepocząc skrzydłami próbował szukać ratunku dla siebie. Absolutnie nikt nawet nie zwrócić, bądź nie chciał zaprzątać sobie głowy zdychającym gołębiem będąc w Pradze. Niestety kolejny smutny obrazek.

Na kolację przybyliśmy jako jedni z pierwszych, i już po chwili zajadaliśmy się „przysmakami” kuchni czeskiej. Po kolacji część wycieczki zdecydowała się wybrać na pokaz wody, światła i dźwięku. My natomiast stwierdziliśmy, że sami wrócimy do hotelu.

W blasku wieczornych latarni przeszliśmy ulicami miasta podziwiając niesamowitą atmosferę miasta, zrobiliśmy ostatnie zakupy i ruszyliśmy na najbliższą stację metra. Kupiliśmy bilet czasowy i bardzo szybko, a także bezproblemowo dostaliśmy się do hotelu. Wieczór zakończyliśmy butelką wina i spostrzeżeniami na temat miasta. Oboje stwierdziliśmy, że miasto nie zrobiło na nas takiego wrażenia jak opisują przewodniki i osoby, które już kiedyś odwiedzili stolicę Czech, ale byliśmy przekonani, iż jest to spowodowane przesyceniem zwiedzania w tym roku. Poza tym ilość turystów, która  nawiedzała w tym samym czasie co my Pragę, przeraziła nas i sprawiała uczucie dyskomfortu na każdym kroku.

Następnego dnia pobudka było nieco później. Tego dnia mieliśmy w planie również samodzielnie zwiedzać miasto zaczynając od dworca kolejowego, a następnie całą dzielnicę żydowska. Dworzec kolejowy nie zrobił większego wrażenia, poszliśmy w kierunku Opery Narodowej, która była w trakcie przygotowań do wieczornego spektaklu. Tuż za operą pojawił się naszym oczom budynek Muzeum Narodowego, do którego postanowiliśmy wejść i zwiedzić całość. Najwięcej zabawy mieliśmy w dziale archeologii, gdzie próbowaliśmy ułożyć kamienną układankę i dopiero pomoc pewnej Czeszki i jej dziecka zaowocowało powstaniem obrazka. Później praktycznie w locie obejrzeliśmy prawie wszystko co miało nam do zaoferowania wnętrze muzeum. Tuż koło muzeum na placu stał pomnik św. Vaclava, więc zrobiłam bardzo dumne zdjęcie. Następnie udaliśmy się uliczkami miasta w kierunku dzielnicy żydowskiej – Josefova. I tym razem przewodnik stracił w naszych oczach, gdyż akurat tego dnia wypadało święto żydowskie i wszystkie obiekty były zamknięte. Byłam zrozpaczona tym faktem i zła na Zaczesa. Tak więc oglądaliśmy obiekty tylko i wyłącznie z zewnątrz, czyli metodą Zaczesa. I takim sposobem widzieliśmy Staronova Synagogę, Synagogę Hiszpańską,  Stary Cmentarz. Ostatecznie przeszliśmy ulicami i wróciliśmy się jeszcze raz zobaczyć Most Karola. W pobliżu godziny 17 powoli udaliśmy się do restauracji na kolacje przed wyjazdem. I tym razem nie podano na stół nic szczególnego czym mogłaby się poszczycić kuchnia czeska. Wyszliśmy z restauracji zmęczenie trudami dnia i skierowaliśmy się, tym razem z cała grupą do autokaru, który zawiózł nas szczęśliwie do domu. Droga powrotna jednakże odbywała się w większości przez republikę Czeską, przejście przekraczaliśmy w Cieszynie i tu już jak po sznurku wróciliśmy do Gliwic.

Wycieczka udana aczkolwiek miała swoje minusy. Aby podziwiać Pragę labo jakiekolwiek miasto trzeba trafić na odpowiedni swój czas i czas miasta.

 

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *