Słowacja 2016
Na Słowację postanowiliśmy się wybrać z powodu jednej atrakcji, o której tak dużo słyszeliśmy, a mianowicie Tatralandii. O atrakcji słyszeliśmy wiele i stwierdziliśmy, że wyjazd na Słowację z dzieciakami i rodzicami będzie dobrym rozwiązaniem, żeby wypocząć po weselu. Podroż była w miarę krótka, zwłaszcza że widoki były przepiękne.
Dojechaliśmy po południu, wiec tylko udało nam się zameldować w pensjonacie i pojechaliśmy na obiad. Znaleźliśmy restaurację, Slowiasska Resturacja, która była jedną z bardziej polecanych w Liptovskim Mikulášu. Jedzenie było niezłe, niestety mięsa były zdecydowanie przesuszone. Z pełnymi brzuchami postanowiliśmy wykorzystać popołudnie więc wybraliśmy za cel zwiedzenia Jaskinię Staniszowską w Liptovskim Janie. Niestety przyjechaliśmy troszeczkę za późno i musieliśmy czekać 45 minut. Pan przewodnik nie był zadowolony, że trafiła mu się grupa w ostatnią godzinę zwiedzania, gdyż pewny był szybszego powrotu do domu. Kilkakrotnie odradzał nam miejsce i polecił, że lepsze jest zwiedzanie z rana 🙂
Ku jego nieszczęściu pojawiło się kilku nowych zwiedzających wiec musiał zabrać wycieczkę. Jaskinia była ciekawa, przewodnik interesująco opowiadał historie. Koniec jednak podobał nam się najbardziej, po kielonku na prawą nóżkę 🙂
Wieczór spędziliśmy na szaleństwie w pokoju gier i popijaniu słodkiego wina.
Piątek zaplanowany był by w całości spędzić go w Tatralandi, licząc, że nie będzie wielkich tłumów przed Majówką. I rzeczywiście, cały kompleks robi naprawdę duże wrażenie. Ze względu na pogodę większość czasu spędziliśmy w środku, gdzie każdy znalazł dla siebie rozrywkę. Zdecydowanie polecam dla osób z dziećmi ALE poza sezonem. Nie wyobrażam sobie tego miejsca i tłoku podczas wakacji. O dziwo udało nam się namówić rodziców na zjeżdżalnie, wiec naprawdę każdy z nas się nieźle wybawił. Ale mamie i mi najbardziej odpowiadały baseny termalne na zewnątrz. Po prawie ośmiogodzinnym dniu totalnie wykończeni wróciliśmy na kwaterę, gdzie przyszedł czas na odpoczynek z kielichem w dłoni.
W sobotę postanowiliśmy wjechać kolejka na Chopok. I tu nieźle się zdziwiliśmy, kiedy po podjechaniu pod kolejkę większość osób przyjechała jeszcze zjeżdżać na nartach lub snowboardzie w pełnych ekwipunku, a my sezonowo ubrani byliśmy wiosna/lato. Chyba wszyscy mieliśmy frajdę wjeżdżając trzema rożnymi kolejkami na szczyt, rozkoszując się słońcem i piękną pogodą. Trzeba powiedzieć, ze naprawdę był to strzał w dziesiątkę bo dzieciaki miały okazje pobawić się w śniegu, mimo 1-go maja, a my mogliśmy popodziwiać Tatry Niskie. Po zjechaniu na dół postanowiliśmy pojechać do centrum Litovskiego Mikulasa i tam wreszcie zobaczyć rynek. Trzeba powiedzieć, że pogoda była niesamowita i mogliśmy rozkoszować się słońcem przez resztę popołudnia, siedząc na rynku i pałaszując lody.
Wieczorem w pensjonacie właściciele zorganizowali ‘stavanie maja’ połączone z grillowaniem. Bardzo nam się podobało, zwłaszcza, że była to mocno zakrapiana impreza. Po raz kolejny coś nowego, czego raczej nie doświadczylibyśmy gdybyśmy nocowali w hotelu.
W niedziele rano zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w drogę powrotną, z planem zatrzymania się w Cieszynie (sentymentalnie) i zjedzeniu obiadu w Czeskim Cieszynie w pizzerii, której często odwiedzaliśmy za czasów studiów. I tak oto po 9 latach znów byliśmy w Cieszynie, oprowadzając dzieci po Wzgórzu Zamkowym i opowiadając, już prawie, zamierzchłe historie. O dziwo udało nam się znaleźć pizzerie, choć już zmieniła nazwę, przebudowała się kilkakrotnie i straciła swój klimat. Pizza pozostała jednak ta sama 🙂
Najedzeni ruszyliśmy do Gliwic, z bagażnikiem pełnym słowackich win, aby z Młodą Parą poświętować jeszcze jeden wieczór.
Sto Lat Ela i Przemek, raz jeszcze!