Włochy 2022
2022-08-26 – Zoagli – Rapallo
Po tak intensywnym dniu decydujemy się na niecnierobienie. Śpimy do późna, zjadamy leniwie śniadanie i w sumie sami nie wiemy co dalej. Szukamy plaży, większość perełek w pobliżu została wykupiona przez kluby i jest prywatna. Już prawie 12 więc chyba nie chcemy daleko jeździć, więc wracamy do Zoagli, gdzie byliśmy już wcześniej (jest prysznic, przebieralnie i blisko parking). Na plaży spędzamy dobre 3 godziny, pływanie, opalanie, nurkowanie i zbieranie szkła – chyba zapowiada się projekt po powrocie do domu.
Zmęczona słońcem zapowiadam powrót do domu, odpoczywanie w apartamencie i kolacja w Rapallo. W miasto wybieramy się nieco wcześniej – Wacek robi mi sesje do pracy, zawsze coś. Przechodzimy przez miasto i mimo tego, że już się szwendaliśmy na deptak dopiero trafiamy dzisiaj. Podchodzimy do restauracji, która jest naszym celem i niestety nie ma miejsc. Druga to samo. Lądujemy dzięki Wackowi w Monique: risotto z owocami morza, fritto misto, spaghetti z małżami. Porcje są dość duże, aczkolwiek wszystko bardziej poprawne aniżeli wbijające w fotel. Objedzeni wracamy powoli do domu, bo już jutro kolejny przystanek – Milano!
2022-08-27 – Milano
Dzisiaj wstajemy znacznie wcześniej, bo już o 8, śniadanie, pakowanie i w drogę. Do Milanu docieramy po 2-óch godzinach na autostradzie. Zjazd i bramki okazały się punktem krytycznym, bo do jednej stały 3 pasy samochodów, nic się nie ruszało więc zaczęły się małe przepychanki drogowe -straciliśmy jakieś 30 minut.
Apartament jest gotowy wcześniej więc parkujemy auto, wbijamy na włości, szybkie przepakowanie i idziemy na kawę, której jeszcze nie piłam dziś rano.
Spacerując trafiamy na sieciówkę Spontini – specjalizują się w pizzy na grubym cieście, ale z chrupiącym spodem. Piecze się ona tylko z serem i sosem, a dopiero po wyjęciu z pieca dokłada się składniki. W tym miejscu można też wypić kawę i piwo, no to zostajemy. Pizza zupełnie inna, ale bardzo smaczna, ciasto mega lekkie i puszyste, wszystkie talerze puste (Wacek dojada te z kategorii XL cena za normalny 6-8 eur, XL 8-9 eur). I tym sposobem jedno z miejsc zaliczone i lunch odhaczony. Można ruszać w miasto.
Rezygnujemy z 40-minutowego spaceru do centrum i wybieramy metro – bilet 24h, 7 eur, dzieci do 14 roku życie free. Po raz pierwszy jakaś zniżka na pasożyty. Po 10 minutach wysiadamy dosłownie tuż przy Katedrze Duomo di Milano, która jest sercem całego miasta. Podziwiamy ją z każdej strony (na wejście się nie zdecydowaliśmy). Tuż obok znajduję się kolejny punkt Galeria Vittorio Emanuele II, do której podczas naszych spacerów trafiamy chyba kilkunastokrotnie ze względu na położenie.
Dzieci wysłaliśmy do informacji po mapy i teraz to oni mają nas prowadzić. Najpierw w stronę parku z zamkiem i łukiem triumfalnym. Chwilę tu spędzamy by odsapnąć i zrobić zakupy płynne coby nawadniać się w ten upalny dzień.
Następny punkt – Navigli. Jest to dzielnica Mediolanu troszkę podobna do Wenecji, gdyż poprzecinana jest kanałami wodnymi wzdłuż których ulokowane są knajpki. Część jest zamknięta ze względu zawody wakeboardowe. Bardziej przypomina to kanał w Dublinie niż Wenecję, może lepiej wygląda wieczorową porą.
Wsiadamy w tramwaj nr 9 i walimy na ulicę Via Cappuccini, gdzie przecinają się secesyjne i art nuovo budynki, a także ma swoje miejsce willa Invernizzi, gdzie w ogrodzie przechadzają się flamingi – tak, tak wymysł bogatego ekscentryka.
Po troszkę umęczeni decydujemy się wrócić do apartamentu, odświeżyć się i wyjść na kolację do sieciówki Il Mannarino. Nowa forma restauracji od rzeźnika prosto na stół. Na wejściu stoi lada z mięsem gdzie wybiera się konkretną sztukę, następnie przystawki oraz dodatki i czeka się na jedzonko już przy stoliku. Bardzo przyjemny wystrój, zupełnie inna forma – dostajemy amus bouche białe ragu na chlebku, bardzo smaczne. A następnie wchodzą mięsne pulpety wybrane przez dzieci oraz stek Wacka. Jak dla mnie pulpety dość wysuszone, Wacek twierdzi, że stek argentyński bardzo smaczny. Moje warzywa (liczba mnoga bo aż 2 różne) grillowane podane zimne więc słabo.
Forma tego typu restauracji zaintrygowała nas, ale jedzenie nie było wyśmienite, a raczej poprawne i dość kosztowne.
Chciałabym zobaczyć katedrę i centrum nocą i tam ruszamy metrem.
Kilka godzin później i zupełnie inne wrażenia, ludzi nadal dużo. Spacerujemy tymi samymi uliczkami co wcześniej, co dziwne już 100 metrów od katedry jest pusto, nie ma restauracji, klubów i brak ludzi. Dziwne miasto! Podziwiamy jeżdżący tramwaj-restaurację, sklepy ze wszystkim i niczym. No to ciao Milano!
Czas opróżnić ostatnią butelkę Lambrusco.
2022-08-28 – Bergamo
Śniadanie i kawka w lokalu, zbieramy bambetle i do Bergamo – po godzinie jesteśmy na miejscu. Zostawiamy auto na parkingu i do miasta. Dolne Bergamo nie ma dużo do zaoferowania – szerokie ulice, olbrzymie place, bloki sypialne. Trzeba udać się do Górnego Bergamo, które widać z każdego punktu doliny.
Dostać można się dwojako: po schodach lub komunikacją miejską. Wybieramy opcję dla leniwców. Wacek ustawia się do kolejki po bilety na funicolare (opcja dniowa familijna 9eur na wszystkie środki komunikacji), my chowamy się w cieniu. Mkniemy w górę, a tutaj zupełnie inny świat, jakby całkowicie odcięty od dołu – brukowane uliczki, wąskie przejścia, rzemieślnicze sklepy i małe lokale. Bardzo przyjemnie można tu spędzić czas Mało kto udaję się jeszcze wyżej gdzie funkcjonuje drugi funicolare, który zabiera zagubionych na sam szczyt wzgórza zamkowego z niesamowitym widokiem na całą dolinę.
Zjeżdżamy na dół i wybieramy miejsce do zjedzenia, gdzie wypakowane po brzegi pizze kuszą na wystawie. I tutaj horror! Po raz pierwszy Wacek stwierdził, że pizza jest niedobra i jej nie zjadł – dzieci poszły w opcję bezpieczną foccacie z szynką drobiową!
Nasyceni ruszamy w ostatnie kilkanaście kilometrów na lotnisko!