Inch Hideaway

W poszukiwaniu ciekawych miejsc w Irlandii gdzie można by zrobić ognicho dla ekipy, Justyna trafia w sieci na info o Inch Hideaway. Trzy jurty do spania, jedna z prysznicami, domek kuchenno-jadalniany, toaleta ekologiczna i rzecz super – piec na pizzę. Odwiedzamy miejsce wcześniej by na własne oczy zobaczyć czy nadaje się na to co planujemy i faktycznie, wszystko jest tak jak być powinno, a nawet lepiej. Jest bardzo uroczo, właściciel bardzo sympatyczny, sporo rzeczy dla dzieci do zabawy.

Dogadujemy się z ekipą kto, kiedy będzie dostępny, porównujemy ze schedulem Inch Hideaway i decyzja pada na 27ty wrzesień. Pakujemy masę rzeczy i wczesnym popołudniem pojawiamy się na miejscu. W pierwszej kolejności do wypakowania idzie żarcie, a dokładniej ciasta drożdżowe i dodatki. Piec rozgrzany już przez właściciela więc pozostaje tylko szybko przygotować na łopacie pizzę i wrzucić ją do środka. Właściciel zaczyna odliczać i faktycznie widać jak ciacho rośnie w oczach i w około dwie minuty jest gotowe. PYCHA! Niech potwierdzeniem tego będzie fakt, że dwie pary spędzają później z godzinę z właścicielem dyskutując o kosztach i możliwości zbudowania pieca u siebie w ogródku.

Odpalamy później ognicho, wielkie, piękne. Powoli czas zaczyna się upłynniać. Wspomnienia przytaczają zabawy z dzieciakami – olbrzymia huśtawka, trampolina duża i mała nad strumyczkiem, piłka kopana, gonitwy; umuzykalnianie załogi – gitara, djemby i śpiew, chyba parokrotna próba zaintonowania ‘Hej, Sokoły!’; spacer na plaże w celu otrzeźwienia skończona kąpielą w ubraniu – nieplanowaną; w międzyczasie usypianie dzieci i co jakiś czas ich kontrolowanie; no i ostatecznie padnięcie w łóżku w nawet właściwej jurcie.

Rano stopniowo wszyscy wybudzają się zgodnie z trybem przebudzeń swoich dzieci. Powoli ogarniamy siebie, rzeczy i ruszamy z powrotem. Lato zamknięte kolejnym ogniskiem. Sądzę, że tu jeszcze wrócimy. Rabatka!