Mountshannon – zamknięcie sezonu 2016
No i po raz kolejny wylądowaliśmy w Mountshannon. Miejsce to swoim klimatem lat 80tych i ogólnym podejściem ‘hulaj dusza’ bardzo nam spasowało i póki co nie znaleźliśmy jeszcze nic podobnego (chętnie przyjmiemy porady o innych miejscach!).
Na miejsce dojeżdżamy wieczorem. Wiolki dotarli wcześniej, zaklepali miejsce (brawo Wiola!) i rozstawili do tego czasu już sprzęt więc nie pozostało nam nic innego jak rozpalić ogień i miło spędzić czas. Pogoda dopisała idealnie w nocy więc i piękne widoki na niebo były.
Rano wstajemy bez pośpiechu, smażymy sobie śniadanko w kempingowej kuchni i po 10 jedziemy na wycieczkę. Mimo zamiaru odwiedzenia wyspy Holy Island już od pierwszego pobytu, udaje się nam to dopiero teraz. Pakujemy się na motorówkę i po chwili drepczemy sobie po wyspie. Miejsce to historią swoją sięga VI wieku i było miejscem nauki i religii. Teraz już nie zamieszkane, ale pozostałości po wielu kościółkach się ostały. Pogoda nadal dopisuje więc ‘piknikujemy’ na cmentarzu i niedługo później wracamy do miasteczka.
Kręcimy się trochę jeszcze po placu zabaw i labiryncie a potem nawet wpadamy do lokalnego pubu. Po powrocie na kemping udaje mi się nawet namówić większość do zanurzenia się w jeziorze. Rozpalamy znowu ogień ale wygląda na to, że tym razem pogoda przestaje być już łaskawa. Co chwilę siąpi i niedługo po tym jak zanurzymy się w namiocie zaczyna lać na całego.
Nie ociągamy się za bardzo rano i sprawnie pakujemy nasz majdan do samochodów. W sumie wyjazd przebiegł bez żadnych sensacji więc Justyna postanawia zapewnić nam trochę atrakcji i wpada w pełnym ubraniu na główkę do wody. Jakie to piękne i oryginalne! :0)
Wyruszamy z powrotem. Zatrzymujemy się jeszcze na rowerki wodne, a potem w Killaloe na lunch. Sezon namiotowy 2016 uważam za zamknięty.