Wietnam 2023 – Ho Chi Minh

Niedziela 2 lipca 2023

Autobus pierwsza klasa, szerokie siedzenia, wygodnie, kołderka, podusia. Odjeżdżamy o czasie, mieliśmy być o 8mej w centrum. Obudzono nas o 6:30, żeby poinformować o przesiadce do następnego normalnego busa, który dowiezie nas do śródmieścia. Niemiła niespodzianka, bo nijak było się wyspać porządnie. Po kolejnych ~30 minutach jesteśmy, szybki grab i w hotelu lądujemy o 7.30 rano licząc na to, że choć jeden pokój będzie gotowy; recepcjonista mówi, może o 10.

Szybka decyzja, zostawiamy bagaże i idziemy na śniadanie. Nasi znajomi polecili nam knajpkę Little Hanoi otwieraną o 8. Zamawiamy kawę z jajkiem, tosty – bardzo europejskie, ceny też europejskie. Najedzeni do syta, odwiedzamy market i Wacek zaopatruje się w spodenki, Maks w okulary.

Wracamy do hotelu licząc na pokój do naszej dyspozycji. I w jakim błędzie jesteśmy – teraz podają nam nową godzinę 12tą. Co za porażka. Dzieciom dajemy zielone światło na korzystanie z basenu, my sami po prostu ‘nicnierobimy’. Ostatecznie pokoje dostajemy o 13tej, szybki prysznic i maszerujemy do Muzeum Pozostałości Wojennych, po drodze zahaczamy o knajpkę z nudlami i wcinamy obiad. W trakcie obserwujemy urwanie chmury więc czekamy, aż przestanie – niestety nie tym razem, wzywamy grab-a, może podczas zwiedzania w środku przestanie lać.

Muzeum okazuje się być bryłą, w której w większości znajdują się fotografie po/wojenne, a na zewnątrz kilka maszyn wojennych oraz resztek po bombach oraz odtworzone więzienie z tygrysimi klatkami. Czy warto, bo tak zawsze oceniam miejsca, które zwiedzamy? Raczej tak, bo daje to pewien obraz tego co wydarzyło się 50-lat temu. Brakowało nam jednak spójności, kto jak i dlaczego. Żeby zrozumieć, trzeba dokształcić się przed pójściem do muzeum i znać podstawowe fakty. Na pewno warto dla kilku fotografii, które znamionują cierpieniem niewinnych.

Pomimo kropiącego nadal deszczu wychodzimy i spacerujemy pustymi ulicami wzdłuż bulwaru Nguyen Hue, który figuruje jako główny w tej metropolii. Prócz markowych sklepów nic tutaj nie ma, a ludność nie korzysta z deptaka. Kierujemy się w stronę hotelu mijając pomniejszy market, gdzie pomiędzy worami z jedzeniem biegają szczury z pogiętymi ogonkami.

Trafiamy na kolejną uliczkę – Bui Vien, gdzie toczy się nocne życie. Niestety pomimo muzyki i naciągaczy lokale są puste – trochę to takie sztuczne jakby to co się dzieje na tej ulicy nie przynależało do tego miejsca i zostało wyrwane z kontekstu.

Wracamy do hotelu licząc na odpoczynek. Zostawiamy dzieci w pokoju, a sami wyruszamy na polowanie za smakami. Wacek nie chce przyznać (bzdura), że już ma dość tych samych dań i wymyśla, że nie mają oni smaku. Ostatecznie trafiamy do knajpki tuż obok hotelu – wegetariańskiej, biorąc warzywa w sosie z ryżem na wynos. Chyba się udało!

Poniedziałek 3 lipca 2023

Na dzisiaj Wacek zaplanował nam wycieczkę do tuneli Cu Chi. Po przeczytaniu każdej możliwej opcji decyzja padła – dostajemy się tam na własną rękę publicznymi autobusami. Kierujemy się na dworzec autobusowy w drodze kupując nasze śniadanie, słodkie bułki i postój na kawę, a Wacek zaopatruje nas w bułki w znanym lokalu Banh Mi Huynh Hoa.

Odszukujemy autobus nr 13, wsiadamy, kupujemy bilety 20k od osoby i zaczynamy mozolne ślimaczenie w celu wydostania się z centrum. W Cu Chi, przesiadka do linii 79, bilet 7K i kolejne 30 min. Już jesteśmy w drodze około 1,5h, więc pałaszujemy bułki jako lunch i zostajemy wysadzeni na drodze. Kierując się za znakami docieramy do swego rodzaju kurortu. Co innego mieliśmy w naszych głowach.

A tutaj szerokie drogi, wielka restauracja, meleks na strzelnicę, wstęp do basenu. Ostatecznie kupujemy bilety i kierujemy się drogą według oznaczenia na mapce. Po sprawdzeniu biletów mamy podążać ścieżką w stronę dżungli, gdzie zostaje nam przydzielony przewodnik. W międzyczasie spryskujemy się preparatem na komory – latają wszędzie. I tak oto nasz przewodnik zabiera nas głębiej w las i zaczyna opowiadać o tunelach, dlaczego zostały stworzone dla kogo i kilka ciekawostek. Po tym pozwala na przejście przez kilka z nich. Dzieci i Wacek decydują się na przeciskanie nimi, ja mówię pas.

Na koniec wędrówki zostajemy poczęstowani tapioką z cukrem i orzeszkami ziemnymi. Wracamy do głównej drogi kierując się w stronę miejsca, gdzie zostawił nas poprzednio autobus. Tam po kilkunastu minutach podjeżdża nasz ogórek i jedziemy do miasta. Koniec końców jesteśmy na 17tą w Sajgonie, cała wycieczka trwała około 7 godzin. Wybieramy się do restauracji na kolację, zjadamy, gdy w międzyczasie zaczyna troszkę padać. Jeszcze tylko kilka zakupowych spraw przed jutrzejszym odlotem, odwiedzamy kawiarnie i siedząc z dziećmi sami nie możemy uwierzyć jak szybko minęły te 3 tygodnie i ile byliśmy w stanie odwiedzić.

Dobranoc Sajgonie, do widzenia Wietnamie!