Wietnam 2023 – Hanoi, Ha Long Bay

Środa 14-ty czerwiec 2023, Czwartek 15-ty czerwiec 2023

No to Wietnam! 3 lata później, bez większego planu, ale z pozytywnym nastawieniem. Przed wylotem trochę nerwówka, bo wizy jeszcze nie dotarły (albo mówiąc inaczej, niżej tu podpisany, za późno złożył wniosek) i w sumie nie wiemy, czy przekładać loty… no ale po bezsennej nocy o 4 nad ranem przychodzą mailowo więc jesteśmy gotowi do drogi.

Połączenie Cork – Londyn Heathrow – Doha – Hanoi. W Londynie 3h na transfer co upływa błyskawicznie. Terminal 4 tym razem i klimat bardziej arabsko-blisko-wschodni. Security trochę zamieszane, tak samo jak i kierunki odlotów z tego terminala, ale docieramy. Tutaj zostają nam dokładnie sprawdzone wizy na bramkach przez 3 osoby i wsiadamy. Lot spokojny, dzieciaki zaaferowane ekranami, jedzeniem i całym bajerem, jakby nigdy nie leciały, no ale szybko mija ekscytacja i każdy zajmuje się oglądaniem.  Lądujemy w Doha o północy i widać po Maksie i Lilce, że zmęczenie zaczyna ogarniać, marudność się wkrada coraz bardziej. Doha okazuje się bardzo przyjazne i szybko znajdujemy się pod bramką. Nie ma dużo czasu i po chwili jesteśmy w samolocie – po przejażdżce autobusem, prawie jak w Katowicach i czas na ostatni skok. Na szczęście to nocny lot, więc po kilku zrzędzeniach, Maks i Lila odpływają i budzimy się 2h przed lądowaniem. Idealnie na małe śniadanie i wysiadkę w Hanoi.  

Tutaj szybka paszportówka, bagaże już jeżdżą na karuzeli, a taksówka czeka przed wyjściem. Po chwili jesteśmy w drodze do hotelu, no trzeba powiedzieć, jest gorąco. Jedziemy do centrum, taksówkarz zatrzymuje się na jedzonko i ze smakiem wcina bułkę, pomlaskując dobitnie. Wszechobecny zorganizowany chaos na ulicy, skutery ze wszystkim, trąbienie, zapachy, smaki, kolory.

Hotel mamy w Old Quarter. Lądujemy w samym centrum, miła obsługa, check-in i szybki prysznic na start po 24h w podróży. Odświeżeni wychodzimy na ulicę i zaczynamy nasze błądzenie po straganach i ulicach starego miasta. Obieramy cel świątynie Den Ngoc Syn – tej na wyspie na jeziorze. Gorąc się daje wszystkim we znaki. Odwiedzamy miejsce oraz oglądamy ogromne spreparowane żółwie, które są we wnętrzu budynku na wyspie. Obieramy za cel kawiarnie, których jest tu bardzo dużo i obalamy miejscowe kawy.

Następnie zaczynamy wędrówkę w celu znalezienia jadłodajni – dzisiaj było łatwo, usiedliśmy z lokalsami na rogu jakiejś większej jadłodajni i poprosiliśmy o kilka dań, które widzieliśmy na innych stolikach plus piwo rozlewane ‘gdzieś’. Jedzenie mega dobre, świeże, proste, ale jakie znakomite.

Usatysfakcjonowani błądzimy ulicami, chyba po raz kolejny mijając te same miejsca i wracamy nad jezioro, żeby jeszcze raz zobaczyć świątynie ale w nocy oświetloną czerwonymi neonami. Zaspokojeni jak na dzień pierwszy wracamy do hotelu i umęczeni zasypiamy, gotowi na nowy dzień.

Piątek 16-ty czerwiec 2023   
Budzimy się tuż po 7 i ruszamy na śniadanie, gdzie wybór nas trochę onieśmiela – od typowo kontynentalnego do typowo wietnamskiego z zupą pho na czele. Kosztujemy większości, a ja pozwalam sobie na dodatkową kawę z mlekiem kondensowanym.  Ustalamy trasę na pierwszą połowę dnia i wychodzimy na ulicę z ponad 30 stopniowym ukropem. Pierwszy cel to Teatr Wodny, bo chcemy kupić bilety na wieczorny spektakl. Po 15 minutach mamy miejsca w drugim rzędzie na 18.30 (200K od osoby) Następnie ruszamy do pagody Tran Quoc.

Mijamy ruchliwe uliczki, zapędzamy się w stronę targu Đồng Xuân, gdzie można kupić mięso, rybki akwariowe, żółwie wodne, przyprawy a to wszystko zapakowane w piękny jedwab. Dzieciaki kręcą nosem, bo od zapachów przypraw i gotowanych potraw potrafi zakręcić się w głowie.

Rzeczywiście pogoda daje nam w kość, wypijamy dostępne napoje, ale docieramy pod Tran Quoc; tutaj jest trochę chłodniej, jest mały przewiew, cień i trochę straganów ze wszystkim. Świątynia jest pięknie umiejscowiona, o dziwo nie płatna. Zwiedzamy na zewnątrz oraz w środku i po zmienieniu plastrów na nogach ruszamy dalej. Cel Świątynia Literatury, z przejściem obok mauzoleum Ho Chi Minh-a. Niestety Maks i Lila cierpią z powodu pęcherzy na stopach więc spacer jest dłuższy niż przewidywaliśmy, gdyż zatrzymujemy się raz za razem na zmianę opatrunków. Ostatecznie wymieniam się z Maksem na sandały i już maszerujemy dalej. Wejście na plac mauzoleum odbywa się poprzez kontrolę i należy się odpowiedni strój, więc zakrywam ramiona oraz nogi. Nie decydujemy się na wejście i oglądanie dyktatora, a tylko przechadzkę po olbrzymim placu, gdzie mieści się grobowiec.

Po chwili docieramy do Świątyni Literatury i tam spędzamy kilka dobrych chwil (wejście 30k od dorosłego, dzieciaki free). Kompleks jest rozległy i odwiedzany przez sporą ilość lokalnych turystów.

Po uczestnikach dzisiejszego wymarszu widać, że chcą wracać do hotelu więc obieramy ten kierunek ze stopem na lunch. Początkowo mamy jakąś restauracje na mapie, ale po dojściu do niej i braku widocznych klientów, decydujemy się na coś co przyciąga, czyli knajpką gdzie zajadają się lokalsi. Pada na przypadkowy stragan, gdzie można wybierać pomiędzy spring rollami na swieżo, smażonymi, wontonami i pate ze świnki. Do tego napoje i piwko i po 30 minutach z pełnymi żołądkami (250K) wracamy do hotelu. Czas na regenerację i zaplanowanie kolejnych dni – Ninh Binh oraz pociąg do Hue.

Około 17 wracamy do miasta zaczynając od przekąski w Banh Mi 25. Czas na przedstawienie i już po chwili siadamy i oglądamy. Muzyka na żywo, śpiew i efekty specjalnie zapewniają nam rozrywkę na 50 minut. Wacław po 40 zaczyna odpływać – teatr to nie jego bajka! Dzieciaki łącznie ze mną bawią się znakomicie, zabawne przedstawienie i nawet nieznajomość wietnamskiego nie jest problemem.

W weekendy część ulic w Old Quarter jest zamknięta, bo odbywa się tu Night Market. Mamy szczęście, bo dziś piątek. Stragany wylewają się na ulicę i po raz kolejny można tu kupić wszystko. Zdecydowane „must eat” dla dzieci to „dragon ice cream”. Krążymy ulicami podziwiając ten spektakl, w którym życie zaczyna się dosłownie po zachodzie słońca. To nie tylko kramy, ale całe przedstawienia, występy artystów oraz reklama teatru i opery, nocne kluby, głośna muzyka, wszystko to wzbudza zawrót głowy. Przysiadamy na chwilę spróbować lokalnego specjału – ślimaków – całkiem niezłe przyrządzone na naszych oczach z sosikiem słodko ostrym. I tutaj po raz kolejny dzieciaki mnie zdziwiły bo i one się skusiły. Później jeszcze lody i ich specjał – herbata mrożona z owocami oraz krążenie po nocnych zakamarkach, gdzie przysiadamy na pho oraz bierzemy na wynos nudle z wołowiną. Przy tych ostatnich kram z płonącym olejem wygląda niemal dystopijnie.

Do hotelu zawijamy na 11tą, więc trzeba się zorganizować na następny dzień, bo już o 8 wyjeżdżamy do Ha Long Bay.

Sobota 17-ty czerwiec 2023

Z małym stresem czy na pewno wiemy gdzie odjeżdża autobus, wychodzimy wcześniej niż wskazane i po 4min piechotką jesteśmy na miejscu z parą innych turystów. Autobus odjeżdża o czasie 8.00 i rusza w stronę zatoki Mniej więcej w połowie drogi postój w niedorzecznie drogim sklepie za potrzebą i jedziemy dalej. Jeszcze w Hanoi obsługa z Sapa Express skontaktowała się z rejsem i kierowca dokładnie wiedział, gdzie nas wysadzić. Także o godzinie 11.30 jesteśmy w porcie no 27, odbiera nas kolega naszego przewodnika i czekamy z innymi pasażerami.

A tutaj dosłownie misz-masz: czas wysiadania z łódek i wyrzucania prania, ładowania zapasów oraz w następnej kolejności pasażerów. Trzeba powiedzieć, że przemiał jest wielki. Ładują nas na mniejszą łódkę i płyniemy do docelowego większego rejsowca. Po 30 min wchodzimy na pokład, dostajemy napój zimny i zapoznanie z planem: lunch, przerwa, kajaki, „lekcja gotowania” spring rolls, kolacja, łowienie kałamarnic i karaoke.

Wszystkie posiłki były serwowane w formie bufetu więc można było wybrać na co się miało ochotę i popróbować wszystkiego. Objedzeni, zdołaliśmy dopłynąć na miejsce kotwiczenia, gdzie zostaniemy na noc. Mała łódka zabrała nas do pseudo wioski na wodzie. Zostajemy wpakowani po dwie sztuki na kajak, w tym w jedną stronę z Lilą, która więcej trajkotała niż wiosłowała ze mną debiutancko na kajaku. Cała trasa była mega i znacznie ładniej wygląda cała zatoka z tej perspektywy. Po dopłynięciu na plażę, mega zasyfioną i małym pływaniu, ruszyliśmy w drogę powrotną. Dookoła piękne skałki, przyroda i te widoki, zdecydowanie coś co trzeba zrobić będąc w Ha Long.

Powróciliśmy do wioski na wodzie, a tam to już dosłowny burdel, bo zaroiło się od ludzi z innych wycieczkowców wypożyczających tak jak my kajaki, więc ciężko było nawet znaleźć dla siebie miejsce. Łódka zabrała nas do rejsowca i tam pozwolono skakać z dzioba do wody co ucieszyło część rodziny dobrze pływającej. Po skakaniu był czas na odświeżenie i już czekano na nas by zwijać spring rolle, które zostały usmażone na kolację.

Później łowienie kałamarnic, które niestety nie pojawiły się. Później dzieciaki miały frajdę z karaoke, a my ze spokoju. Postaraliśmy się iść spać wcześniej, ponieważ wczesna pobudka o 5tej na wschód słońca.

Niedziela 18-ty czerwiec 2023

Niestety poranek był chmurzysty, więc wschodu nie widzieliśmy, a Maksa plan polatania dronem też się nie udał, bo było zbyt wietrznie, wróciliśmy do pokoju przespać się do śniadania na 6.30. Już o 7 płynęliśmy na wyspę Cat Ba i tam rowerami popędziliśmy do lokalnej wioski. Przejażdżka była przyjemna, prowadziła niemal płaską drogą w dolinie, było słychać w oddali małpy i ropuchy, a piękne olbrzymie motyle przelatywały nad głowami. Wioska jeszcze senna czekająca na chmary turystów, sprzedająca wszystko, a zarazem nic. Wracamy po wesołym masażu stóp przez rybki, które działają na dzieci jak gaz rozweselający. Maksowi udaje się wypuścić drona, więc morale zespołu wzrastają. Pozostało dzisiaj tylko spakowanie się, ostatni posiłek i już wracamy do zatoki.

Czy warto? Zdecydowanie tak, ale jeśli się wybierać, to na rejs z co najmniej jednym noclegiem, bo plan jest naprawdę wypakowany co do minutki. Wspaniale jest też obudzić się i oglądać zatokę w zupełnej ciszy i pokontemplować naturę bez zbędnych ludzkich istnień. Na przystani byliśmy o 11.45 i już nasz kierowca czekał na nas (wcześnie rezerwacja autobusu na 12Go) i już byliśmy w drodze do Ninh Binh, a konkretniej do wioski Tam Coc.