Wizyta Przemków

Jak zawsze strasznie miło nam gościć. Tym razem do Irlandii, nie pierwszy raz, zawitał brat Justyny z rodzinką. Nie tak dawno mieliśmy okazję pobyć ze sobą 2 tygodnie, więc nadal świeże wspomnienia.

Przed przyjazdem mamy już rozpisane miejsca i rzeczy do zrobienia. W miarę możliwości zarezerwowane co się da więc egzekwujemy

Plaża w Youghal – super spacer po drewnianym molo które zamiast w morze, ciągnie się wzdłuż plaży.

Dursey Island – kolejka linowa na wyspę na końcu półwyspu Beara nadal ma jakiś urok w sobie. Pierwszy raz byliśmy tu prawie 12 lat wcześniej. Oglądamy stare zdjęcia na których widać, że brak tu było jakiejkolwiek infrastruktury dla turystów. Teraz w planach za to już pełna przebudowa – ciekawe jak będzie ty wyglądało za jakieś 5lat

Garinish Island – tego samego dnia co Dursey, odwiedzamy kolejną wyspę. Płyniemy statkiem, a po drodze oglądamy foki. Na wyspie piękne ogrody i taka fajna ‘prowansalska’ architektura.

Fota Wildlife – naszego lokalne nie-zoo. Nadal robi wrażenie na najmłodszych, a my miło spacerujemy

Dynie – dzięki uprzejmości koleżanki Justyny, mamy parę dyń do przygotowania na Halloween. Dzieciaki chętnie zabierają się do pracy i niedługo później mamy straszne efekty ich prac

Gougane Barra – to miejsce po prostu ma swój niesamowity urok. Pogoda może nie najlepsza się nam trafiła, ale pospacerowaliśmy po okolicy

Spike Island – i kolejna wyspa. Też mieliśmy okazję już tu kiedyś być. 8 lat wcześniej, zaraz po otwarciu. Tu też się wiele zmieniło i dużo więcej jest do zobaczenia. Poza tym, z okazji Halloween, ubogacona wycieczka przez różne potworniaste postacie. Fajnie i dzieciakom się strasznie podobało

Waterford Railway – dla najmłodszych przejażdżka ciuchcią. Tam i z powrotem po tych samych szynach. Ot, coś kolejnego do zrobienia

Halloween – no i oczywiście (naj)ważniejsza część dla dzieciaków. ‘Trick or treat’ing. Cukierasów nazbierany cały plecak i fajne wrażenia z łażenia od drzwi do drzwi. Szkoda, że pogoda była raczej paskudna.

Cork City Gaol – zwiedzamy też nasze ‘city’. Więzienie nadal fajne i budowla robi wrażenie.

Shandon Bells – mało ‘bells’ tym razem bo z jakiegoś powodu jest zakaz dzwonienia, do odwołania. Ale jednak wspinaczka po schodach, ciasnych korytarzach i przeciskaniu się między belkami przy dzwonach jest fajna.

I tyle. Chwilę później już jesteśmy w drodze na lotnisko w Dublinie. Do zobaczenia w 2022.